Gruzja
Odległa, nieznana, wymarzona. Pierwsza prawdziwa podróż
samolotem, z plecakiem, aparatem, i jednym zarezerwowanym noclegiem. Hej
przygodo! - powtarzałem ciesząc się jak głupi, że moje marzenia stają
się rzeczywistością. Gruzja to czarodziejka, rzuca urok, rozkochuje,
pochłania. I przeciwnie do codziennego życia- na koniec nie zostawia cię
samotnego bez niczego, wręcz przeciwnie - obdarowuje cię całym bogactwem
i czujesz, że musisz tam wrócić!
Jeżdżąc do tej pory samochodem lub co najwyżej pociągiem, nigdy nie miałem możliwości poznania dalszych zakątków globu. O Gruzji słyszałem same dobre rzeczy, co więcej, wschód zawsze był moim celem w wymarzonych podróżach. I w końcu nadszedł ten dzień. Wiedziałem, że czeka mnie przygoda życia.
Niestety, zrobiłem to po swojemu. Dostać się na miejsce, a potem niech się dzieje wola nieba. No i działa się :) Na początek, 23 w nocy, a nasza gospodyni mówi, że jednak nie ma dla nas miejsca, ale możemy poczekać w salonie i nad ranem coś się zwolni. I tak też się stało. Pierwszy styk z tym cudownym krajem i pierwszy zgrzyt. Bez planu podróży, bez większej wiedzy, ale za to ze świeżo zakupionym, nieczytanym przewodnikiem zaczęliśmy naszą przygodę. Kutaisi okazuje się być prastarym miastem, o którym tyle wiem, że śmiesznie się nazywa. Szybko jednak nadrabiam moją ignorancję - na miejscu wiedza wchodzi szybko i bezboleśnie.
Pierwsze wyjście na miasto i pierwszy kontakt z tubylcami. Sączymy piwo, po męczącym 15 minutowym spacerze - dosiada się Gruzin. Swoim pięknym rosyjskim zachęca nas do wymiany zdań. Za chwilę dosiada się jego kolega. Widząc, że skończyliśmy piwo przynosi nam kolejne. Czerwona lampka już mi się świeci - pewnie zaraz zechcą od nas pieniądze, wrzucili już tabletkę gwałtu i obudzę się bez nerki, zaprowadzą w ciemną uliczkę, obiją i wezmą co chcą. Ot polskie podejście do ludzi. A tu cholera nie - oni się przysiedli pogadać! Nie chcą pieniędzy, nie chcą nic. Są po prostu ludźmi - takimi jakich nie znam z opowieści. Bezinteresowni, przyjacielscy. Po chwili jestem zmuszony wręcz, żeby zapisać numer telefonu na wypadek, gdyby coś nieoczekiwanego mnie spotkało podczas podróży. Po kolejnej chwili zapraszają nas do klimatycznej knajpki, gdzie częstują nas sałatką i miejscowymi smakołykami. Tam też poznajemy nieodłączną towarzyszkę naszych dalszych wojaży - czaczę. Na koniec zabraniają płacić - przecież to my jesteśmy ich gośćmi! Nie dowierzam, że to się dzieje naprawdę.To będzie niesamowity czas!
Dalsze dni mijają szybko i intensywnie. Z plecakiem i dwoma aparatami trochę ciężko, lecz nie przeszkadza to, by codziennie być w innym miejscu i poznawać ten kraj z zapartym tchem w piersi. Dziś spacerujemy nad morzem, nucąc sobie pod nosem Batumi, ech Batumi, jutro błąkamy się po stolicy niczym po skansenie pełnym walących się budynków. Dziś jedziemy całą noc pociągiem, by jutro w marszrutce przeżywać niewyobrażalną dla zunijnowanego Polaczka podróż. Dzisiaj w przepięknych ogrodach botanicznych, pełnych roślin, które widzę pierwszy raz w życiu, jutro trekking w Kaukazie po wypalonych słońcem łąkach i dolinach. I gdzie byśmy nie byli to na każdym kroku mówią do nas wieki. Polska przyjęła chrzest w X wieku i od tej pory zaczęła się rozwijać, w tym architektonicznie, Gruzja przyjęła chrześcijaństwo w IV lub jak inni mówią VI wieku. Świątynie z tamtych czasów to coś często spotykanego. A Gruzini to niesamowicie religijni ludzie.
Gruzja to niesamowita przygoda. Pojechaliśmy w ciemno, przez te kila dni wszystko się rozjaśniło. Noclegi rezerwowane na bieżąco, transport publiczny lub udział w wycieczkach objazdowych. Kilometry przespacerowane, litry wypitej czaczy, uroczy, fantastyczni ludzie. I miejsca, które zobaczyliśmy czynią ten kraj niepowtarzalnym i niezapomnianym. Wrócę tu, byle szybko, zanim komercja zepsuje wszystko.
Wybrane foto de besty, inne historie jeszcze tu zagoszczą. Nawet teraz mam uśmiech na twarzy wspominając je ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz