Tak, Zaklików zaczarował mi wyobraźnię i namalował przyszłe kolory dalekich podróży. Ostatnim razem pojechałem tam lata temu. Pamiętam jak dziś, wydarty z łóżka z kołdrą Bartek, Bulas trzymający gotowe do działania aparaty z kliszami, chyba wciąż jeszcze maluszek, który zawoził nas w najciaśniejsze miejsca. I te same dreszcze, pojawiające się z każdym mocniejszym promieniem światła, z każdym krzykiem ledwo obudzonego ptaka. I nasłuchiwanie, czy Bartek się obudził i płacze w samochodzie.
Po blisko 30 latach znowu tam wróciłem. Zobaczyć wschód poza domem - wyzwanie wymyślane przy okazji tworzenia kalendarza rodzinnego od razu zaprowadziło mnie myślami do tego miejsca. Cichego , spokojnego jak przed laty. I te same barwy, to samo wyczekiwanie, wpatrywanie się w coraz jaśniejszy horyzont. Spacerowałem i szukałem tamtych chwil, tamtego zachwytu. I... nie mogłem odnaleźć. Lata minęły, dużo zdążyłem przeżyć i zobaczyć. Słońce wstało, dzień nastał. I stało się. Pierwsza zroszona pajęczyna przywołała tamte wspomnienia, płonące od przesłonecznienia mgły znów zaczarowały krajobraz, oczy zaszkliły, aparat oszalał. Znowu robię zdjęcia. Jest pięknie. Dzięki Boże, że tu jestem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz