Spędzając kolejny dzień w Gruzji, Kutaisi nie mieliśmy zbytnio planu co robić. Z pomocą przyszła nam nasza gospodyni, która zasugerowała wycieczkę do trzech ponoć bardzo interesujących i malowniczych miejsc. Jeden telefon i za moment witał nas miejscowy kierowca ze swą szaloną maszyną. Wsiedliśmy do wysłużonej chyba Łady i pomknęliśmy w siną dal. Pomknęliśmy to mało powiedziane, nasz szofer jechał niczym właściciel drogi i pan poboczy. Nie zwracając uwagi na inne samochody mknął przed siebie, a jego klakson przerywał ciszę niczym mało cenzuralne słowa gdy gra Polska. Po niedługim czasie stawiamy się przed wejściem do Jaskini Prometeusza